Mam na imię Kamila, jestem pogodną dwudziestoczterolatką, która niedawno została mamą. Jak to było? Sama nawet nie wiem czy można to podsumować w jednym zdaniu, zacznę więc od początku…
Wraz z mężem wyjechaliśmy na tydzień do Szwecji na święta wielkanocne do rodziców. Było wspaniale, zwiedzanie zabytków przysporzyło wiele frajdy oraz uwagi. Po powrocie długo nie miałam okresu. Sądziłam, że przechodzę klimakterium po pobycie w Skandynawii. Jednak po dwóch tygodniach moja siostra poszła ze mną do apteki i kupiłam test ciążowy. Zdziwiło ją, że tak bardzo smakują mi truskawki, których nie jadłam do tej pory, ponieważ gdy byłam mała to się nimi zatrułam. Dokładnie 1 maja 2012 roku dowiedziałam się, że będę mamą! Moje szczęście było bezgraniczne. Jednak mój mąż stwierdził, że należy umówić się do ginekologa, by potwierdzić wszystko nim powiemy rodzinie.
Pierwszą wizytę udało mi się umówić na 14 maja. Pan doktor potwierdził to, co wskazał wcześniej test ciążowy. Byłam w ósmym tygodniu ciąży. Nie posiadałam się z radości. Jeszcze z lekkim niedowierzaniem mówiłam do lekarza: „Zaraz, zaraz, to ja na pewno jestem w ciąży?” Ten z szerokim uśmiechem na twarzy potwierdził po raz kolejny, że tak.
Ciąża przechodziła bezobjawowo, miałam tylko sporadyczne problemy z otwieraniem lodówki ze względu na zapachy unoszące się w niej. Jadłam praktycznie wszystko, wystrzegałam się jednak napojów gazowanych, ponieważ zawierają dużo cukru, a gaz w nich zawarty powodował wzdęcia. Nie jadłam też fast-foodów, bo zawierają dużo tłuszczu. Gotowałam sobie sama, jadłam dużo owoców. Nie ciągnęło mnie do słodyczy, jedyną chwilką rozkoszy była czekolada.
Nie miałam porannych mdłości, ani innych problemów z ciążą związanych. Jeździłam do szkoły i pracowałam w sklepie z ubraniami, a także dawałam dzieciom korepetycje z angielskiego, aż do 7 miesiąca ciąży. Nawet brzuszek szczególnie nie rósł. Mam szerokie biodra, więc maluszek miał jak się ułożyć wzdłuż mojego pasa, było mu wygodnie. Wtedy to właśnie rozpoczęły się problemy…
Diagnoza w szpitalu PSK w Białymstoku brzmiała: „Skracająca się szyjka macicy”. Lekarze zalecili spoczynkowy tryb życia i wstrzemięźliwość seksualną oraz wystrzeganie się sytuacji stresujących. Problem w tym, że przede mną była obrona pracy magisterskiej, którą właśnie ze względu na pobyt w szpitalu przełożyłam na późniejszy termin. A co za tym idzie -stres. Jednak, co nas nie zabije, to nas wzmocni i dnia 25 października stałam się magistrem polonistyki Uniwersytetu w Białymstoku. Moje maleństwo było ze mną i to dodawało mi sił, by przez to wszystko przejść. Dwa tygodnie później znów trafiłam do szpitala z tego samego powodu. Miałam dość wszystkiego, byłam podminowana. Dodatkowo, sytuację utrudniała mi odległość od męża oraz moich rodziców, obecnie przebywających za granicą. Nie umiałam się pocieszyć. Mimo oszczędzania się znów to samo. Ciężka sytuacja powodowała u mnie płacz i ogólne rozstrojenie psychiczne. Po tygodniu kuracji szpitalnej wyszłam i resztę czasu (do porodu) spędziłam w domu. Gdy wyszłam, pierwszą rzeczą, którą zrobiłam było zakupienie wózka oraz ubranek, które kupowałam systematycznie, nie na „hura!”
Moja teściowa uparła się, że pomyje mi okna. I tak, jak chciała, tak też zrobiła. Przywiozłam ją 3 grudnia do siebie do domu. Nie chciałam jej zostawiać samej, także przynajmniej siedziałam z nią, skoro nie mogłam nic zrobić. Jednak nie czułam się szczególnie. Cały czas coś mi przeszkadzało, poza tym, miałam takie dziwne skoki temperatury, raz było mi gorąco, a raz zimno. Mama męża stwierdziła, że skoro nic nie robię, to dobrze by było gdybym spakowała sobie torbę do szpitala. Ja jej na to, że jeżeli spakuję, to zaraz pojadę na Białystok. No i tak jak powiedziałam, tak też się stało. Teściowa pojechała ode mnie około godziny 20. Ja z kolei poszłam do łazienki i tam odeszły mi wody. Zaalarmowałam męża, zadzwoniłam do jego rodziców, potem też do swoich. I o 21 byliśmy już w trasie do Białegostoku.
Wody odchodziły mi jeszcze na porodówce, tak więc nie było tragicznie. Podpisałam prośbę o znieczulenie. To bardzo pomogło. Gdy zaczęły się skurcze parte było bardzo ciężko. Bardzo się cieszyłam, że jest przy mnie mąż. Cały czas mnie wspierał i pomagał. Gdy zaczął się poród wspomagał mnie podczas parcia. Akcja porodowa zakończyła się sukcesem i o godzinie 2.55 powitaliśmy na świecie naszego synka Macieja. Mąż przeciął mu pępowinę i był do końca. Póki położne nie wygoniły go wreszcie do domu.
Ja sama po porodzie byłam trochę obolała. Gdy odchodziło znieczulenie bardzo mną trzęsło. Nie wiedziałam czy to normalne wiec zapytałam się o to położnych. One stwierdziły, że tak. Synka przywieziono mi około godz. 6 nad ranem i wtedy po raz kolejny spojrzałam na swój mały cud.
Na drugą dobę naszego pobytu w szpitalu nasze maleństwo dostało żółtaczki, co jest normalnym objawem u wcześniaczków. Nasz urodził się cztery tygodnie przed terminem. Zostaliśmy więc kilka dni dłużej w szpitalu. Denerwowałam się, ponieważ miałam problem z laktacją i nie mogłam przystawić małego do piersi, poza tym, maleństwo było prawie cały czas na naświetlaniu, więc czułam się bardzo osamotniona na sali, gdzie matki były ze swoimi dziećmi. Szwy nie pozwalały mi się poruszać na tyle, na ile bym tego chciała.
Jednak nadeszła piękna sobota, a pediatra uznała, że maleństwo jest już zdrowe i możemy opuścić szpital. Ucieszyło mnie to niezmiernie. Obdzwoniłam całą rodzinę i znajomych, że wychodzimy i wracamy do domu. Miałam już dość szpitala, który mnie przygnębiał i męczył.
Teraz maluszek ma już dwa tygodnie i ślicznie nam się chowa. Z każdym dniem widać zmiany w nim zachodzące. Pozwala się wysypiać w nocy i staramy się go kąpać regularnie tak by znał tą porę przed snem. Karmię piersią, gdy byłam jeszcze w szpitalu kazano mi odciągać pokarm i poszło. Zadziałało!
Pozdrawiam 🙂
Przedstawiona historia jest prawdziwa. Autorka wyraziła zgodę na publikację swojej historii na stronie Kobietapisze.pl. Kopiowanie zabronione!
Przeczytaj również:
Ciążowy pamiętnik -część 1
Ciążowy pamiętnik -część 2
2 komentarze
Bardzo miło i ciekawie się czyta ten pamiętnik,ponieważ to jest historia z życia wzięta autentyczna i faktycznie takie sytucje opisane miały miejsce.Nie jednej kobiecie tak jak i mnie ,przypomina się wtedy czas kiedy był okres taki w życiu gdy miała się powiększyć rodzinka,to wtedy krążą wspomnienia z tego okresu,ma się to przed oczyma ,wszystkie chwile przed i po porodzie.bo to jest bardzo ważne wydarzenia dla rodziców.
wspaniała historia, nie przejmowałabym się teściową 😉