Wyobraźnia  to podstawowa przyprawa świątecznaLubię kiedy w domu jest ciepło i przyjemnie, za oknem wirującą płatki śniegu, a mróz skrzypi pod butami. Jak co roku tak i o tej porze snuje bogate plany na temat dekoracji i dań świątecznych. Przykre jest to, że zawsze dochodzę do tego samego wniosku: żadne święta nie dorównają tym bajkowym świętom z dzieciństwa. Mimo, że w tym roku również doszłam do tego wniosku to z naiwnością dziecka postanowiłam spróbować. A może w tym roku będzie inaczej.

Wyobraźnia  to podstawowa przyprawa świąteczna.

Początek podstawówki. Nie umiałam jeszcze dobrze pisać ale wierzyłam, że dym ze spalonego listu dokładnie przekaże Mikołajowi to co chciałam dostać. Wychodziłam z malutką siostra przed dom i paliłam nasze listy. Obserwując uciekający ku niebu dym. Nie pamiętam, kto sprzedał nam bajkę o fabryce zabawek, ale wzbogaciło to moje wspomnienia. W ogromnym zamku przysypanym śniegiem odbywała się ogromna produkcja lalek, aut, misiów, rowerów, książeczek i wszystkiego tego, o czym dzieci marzyły. Jedne Elfy robiły lalki Barbie, inne lokomotywę z wagonikami, a jeszcze inne, te najmądrzejsze, pakowały i podpisywały prezenty. Mimo, że mój prezent nigdy nie był podpisany, to wierzyłam, że tak to wszystko się odbywa. Czy dostawałam zawsze to o czym marzyłam? Najprawdopodobniej nie, ale nie miało to znaczenia. Przecież Mikołaj miał tyle dzieci. Z roku na rok, w dniu 6 grudnia dostawałam słodycze.

Mam jedną fotografię, na której widać, że wyjmuję pantofle i czekoladę, obok stoi siostra ze swoim prezentem, a za naszymi plecami wpatrzona w nas mama. Uśmiecha się w tak naturalny sposób. Za mamą widniała piękna, kolorowa i żywa choinka, przywiązana do karnisza. Tata zawsze przywiązywał żeby nie spadła. Choinka błyszczała. Bombki kolorowe, ze zdobieniami, łańcuch i migające światełka. Obowiązkowo wieszaliśmy cukierki. Zapamiętałam, że jeden z wujków włożył w sreberko orzeszka, a inny pokazał mi jak pozostawić pusty papierek tak, aby nikt się nie zorientował, że w środku nie ma czekoladki. Tata często powtarzał, że nie wolno zjadać cukierków. Mówił to zawsze w taki sposób, żeby zachęcić do ich podkradania. Tata też podjadał. Raz przyłapany od razu się wytłumaczył, że to tylko jeden. Wszyscy się śmiali…  Na cały bajeczny obraz świąt składają się jeszcze zapachy. Woń pomarańczy kojarzy mi się w pierwszej kolejności, następnie zapach grysiku z orzechami, z którego mama przygotowywała masę do placka. Samego deseru nie pamiętam, ale zawsze zlizywałam makutrę i drewnianą pałkę po utartej masie. Mama bardzo nie lubiła, kiedy dzieci kręciły się w kuchni. Zawsze jednak wołała nas do oblizywania. Nidy nie pomagałam w przygotowywaniu słodkości czy dań świątecznych. Tata był odpowiedzialny za ucieranie mas, a ja i rodzeństwo za porządek w swoich pokojach. Im byliśmy starsi, tym zakres utrzymania czystości w domu powiększał się o łazienkę, schody, kwiaty.

Na kolację wigilijna mama zawsze nas stroiła, niekoniecznie nam to pasowało. Największym bólem dla siostry była sukienka po mnie, taka z białym żabotem. Moim odzieżowym koszmarem były bluzeczki z kołnierzykiem. Nasz brat miał pod szyją cienką granatową wstążkę z aksamitu. Wyglądał śmiesznie.  Wszyscy tak wyglądaliśmy.

Pamiętam jedyne święta, kiedy rodzeństwo po raz pierwszy było niezadowolone z gwiazdkowych prezentów. Mnie obdarowano zabawką, kolorową sprężyną, którą poruszało się w dłoniach, oglądając jak zgrabnie zmienia kolory. Siostra i brat dostali nowe, zimowe buty. Jakie było ich rozczarowanie! Chociaż prezenty były porządne (i w zimie bardzo przydatne), oni woleliby dostać zabawkę jak moja.

Babcia zawsze starała się jak mogła żeby czymś nas zaskoczyć. Pamiętam jak robiła wachlarze z czerwonych serwetek i wkładała do szklanek. Duża miska ociekającej miodem słodkości, udekorowana kawałkami mandarynki. Wszystkie dzieci czekały na kutię! Lubiłam też barszcz z uszkami i wywar grzybowy. Pierogi – wtedy miałam ich dość na co dzień żeby zajadać się w tak uroczystym dniu. Dopiero teraz doceniam ich smak, zwłaszcza tych z suszoną śliwką i słodkim jogurtem, albo z kaszą gryczaną. Po kolacji szło się na pasterkę, z wczesnego dzieciństwa pamiętam jedną Pasterek. W Kościele byliśmy wcześniej. Główne światło było wyłączone, świeciły się lampki na choinkach i przy żłóbku. Światełka odbijały się w bombkach, a te niosły swój blask na ściany kościoła. Mimo mrozu, ciepły kolor lampek ogrzewał nas taką mocą, że serce rozrywało się w radości. Z przodu kościoła, pod ołtarzem, młodzież śpiewała kolędy i pastorałki.

Nie mam za wiele wspomnień. Uczucia jakie pozostały w mojej pamięci działają kojąco i bardzo za nimi tęsknię. Jako dziecko nie widziałam wyzwań, jakie życie stawiało przed rodzicami. Kolejki, w których stali żeby zdobyć coś na stół. Człowiek doceniał wszystko co udało się dostać i to nadawało świętom wyjątkowości. Teraz ja jestem mamą, żoną i gospodynią. Co zrobiłam żeby dzieci tak miło wspominały święta jak ja? Na waszej stronie trafiłam na pierniki z witrażami,  kupiłam wszystkie składniki  i postanowiłam ubrać naszą choinkę w pierniczki, wysuszone wcześniej plasterki pomarańczy ze środkiem goździkowym. Mam nadzieję, że moje dzieci zapamiętają ten zapach. Postarałam się też o stronę muzyczną, ubieranie choinki powinno być radosne. Oczywiście cukierki obowiązkowo. Przy ich wieszaniu postanowiłam zdradzić dzieciom słodką tajemnicę podkradania łakoci. Czas świąteczny ma swoje przyzwolenia, dlatego kiedy tylko nachodzi nas ochota na coś słodkiego, to znak, że należy uwolnić jeden z cukierków z ciasnego sreberka. Trzeba to zrobić w taki sposób, aby nie zmienić wyglądu pięknej choince. Można coś włożyć do sreberka, np. jesienny kasztanek, orzeszek, albo to, co nam przyjdzie do głowy. Syn włożył klocka Lego, a córka postanowiła pozostawić papierek pusty. W przypadku kiedy trafimy na sreberko z orzeszkiem lub klockiem, trzeba odszukać prawdziwą czekoladkę.

Piękno rodzi się w naszym sercu, w naszej wyobraźni. To, jak wyglądają święta, zależy tylko od nas samych. Czasem wystarczy, że na chwilę przyglądniemy się w choinkowej bombce, a nasza twarz nabiera innego koloru i blasku.


Autor: Adriana

Niniejszy felieton został przesłany przez naszą czytelniczkę z prośba o anonimowość. Ty również możesz podzielić się spostrzeżeniami o otaczającym Cię świecie. Napisz do nas! Jeśli Twój tekst nas zaciekawi, opublikujemy go i odwdzięczymy się małą niespodzianką :) 
artykuly@kobietapisze.pl

2 komentarze

  1. W zeszłym roku moje dzieci stłukły dwie bombki. Miały takie przerażone miny że postanowiłam to uwiecznić na zdjęciu. W tym roku córka zapytała czy pamiętam. Byłam zdziwiona że ona pamięta. Odszukałam zdjęcie i pokazałam dzieciakom, ale się uśmialiśmy 🙂 Syn zapytał czy w tym roku też coś stłuczemy 🙂

Leave A Reply