Pukanie nie jest rytmiczne. Kilka puknięć, trochę szumu i stuknięcie. Pielęgniarka pozwoliła zamknąć oczy, ale spać nie będę. Przed położeniem głowy dostałam dwa koreczki do uszu i (tym razem) dodatkowo gąbki przy skroniach. Ma to zagłuszyć hałas i unieruchomić głowę. Na wysokości mojego wzroku jest małe lusterko, jak na przedniej szybie w samochodzie. Widać w nim jakieś cyfry oraz okno, za którym siedzą pielęgniarki. Dziś, te ubrane na biało kobiety są w wyjątkowo dobrym nastroju. Jedna z nich przykryła kocem moje stopy. Uprzedziła, że może mi być zimno. Miło, że ktoś o tym pomyślał. Rok temu byłam pewna, że zamarznę.
Lipiec 2012. Temperatura w cieniu sięgała 32 stopni… Wchodząc do budynku poczułam chłód i ulgę. Moje pierwsze MRI. – Proszę wejść do szatni, rozebrać się do pasa. Podpisała pani oświadczenie? Kolczyki i resztę biżuterii, pasek, wszystko inne co metalowe proszę zostawić w szatki. Biustonosz też należy zdjąć. Ubrać się w fartuch i przyjść do mnie. Przeczytałam pouczenie, podpisałam oświadczenie, ruszyłam za pielęgniarką. Tam przejął mnie starszy mężczyzna, który informował czego nie należy robić. – Proszę nie ruszać głową, jak najrzadziej przełykać ślinę. Tu zdjąć buty, korki włożyć do uszu. Proszę się tak nie denerwować, to nic strasznego.
Moje ręce bardzo się trzęsły. Mężczyzna ułożył mnie na łóżku, głowę włożył w coś w rodzaju kasku, dokładnie zatrzasnął i poinformował: – Teraz zamykamy na chwile oczy, przejedzie Pani przez laser. Można już otworzyć. Nie ma to teraz znaczenia dla badania.
Podał mi do ręki coś w rodzaju piłeczki, miałam ją ścisnąć gdyby coś złego się działo. Rozpoczynamy badanie… MATKO! Jak się przestraszyłam! – Proszę się nie ruszać! – Usłyszałam w głośniku. Wiedziałam, że będzie głośno, ale, że aż tak!! Stukanie, pukanie itp. No nic! Leżę dalej. Hałas nie jest regularny, trudno powtórzyć rytm. Puk, puk, puk. Czasem stuk, stuk. I dźwięki ciągłe. Przypomniałam sobie o tym, że mam nie przełykać śliny.
W dzieciństwie, kiedy babcia przed wejściem do kościoła nakazywała „tylko się nie wierć” to od samego myślenia o tym, że mam się nie ruszać wszystko mnie swędziało. Podobnie było teraz, ślina zbierała mi się w gardle. I jak jej nie przełknąć?! Teraz to już cała dygotałam, lecz po chwili zdałam sobie sprawę, że to z zimna, a nie z nerwów. Stopy mi zamarzały, gęsią skórkę czułam na piersiach, brzuchu, wszędzie indziej.
Po kilku dniach odebrałam wyniki i zgłosiłam się do lekarza. Badanie należało powtórzyć, poszerzając diagnostykę o kontrast. Nie byłam już tak zdenerwowana, wiedziałam jak to wygląda. Tym razem trafiłam na pielęgniarkę w średnim wieku, która wiedząc, że od poprzedniego badania dzieliło mnie jedynie dwa tygodnie, stwierdziła, że nie należy mnie instruować. Hałas tym razem aż tak mi nie przeszkadzał. Patrzę do lusterka, za szybą jest więcej osób niż ostatnio. Zrobiło się zamieszanie. Pielęgniarka otworzyła drzwi, przetarła czymś wilgotnym moją rękę i wbiła w nią igłę. Nie było to przyjemne uczucie, tym bardziej, że nie wiedziałam o nadchodzącym ukłuciu. Poczułam się jak „tylko” pacjent. – No, proszę się nie ruszać! – Na co ja pomyślałam „Spierdzielaj! To bolało!”
Później już personel był sympatyczny. Było mi ciepło i wygodnie. Wiedziałam, że w każdej chwili może wejść pielęgniarka, żeby podać kontrast. Przyszły we dwie. – Proszę pani, teraz podwinę pani rękaw u prawej ręki, będziemy podawać kontrast. Proszę powiedzieć gdyby coś bolało. Czy teraz coś boli? Spróbujmy na drugiej ręce. Ma pani bardzo kruche żyły. Będziemy podawać powoli, proszę o cierpliwość. – W lusterku zauważyłam zakrwawiona rękawiczkę. Nie wpadłam w panikę bo kobieta informowała o każdy kroku. Po dłuższej chwili badanie się zakończyło. Rureczka został usunięta zanim zeszłam z łóżka. Na koniec poradzono mi abym łykała witaminy, co zmniejszy kruchość żył.
Nie taki diabeł straszny. Czy się bałam? Czy moje wspomnienia byłyby inne, gdybym spotkała się z mniej dystansowym nastawieniem personelu? Moim zdaniem, wszystko zależy od klimatu, jaki obecnie jest w centrum piekła. Pacjentowi nie potrzeba dużo. Najważniejsza jest informacja dotycząca nieznanego, trochę uśmiechu i koc 🙂
Autor: Anonim
Niniejszy felieton został przesłany przez naszą czytelniczkę z prośba o anonimowość. Ty również możesz podzielić się spostrzeżeniami o otaczającym Cię świecie. Napisz do nas! Jeśli Twój tekst nas zaciekawi, opublikujemy go i odwdzięczymy się małą niespodzianką
artykuly@kobietapisze.pl
Jeden komentarz
bliska mi osoba miała w czwartek takie badanie, współczuję