Cellulit jak BieszczadyW  życiu kobiety bywają różne etapy. Bywa, że jednego dnia czujemy jak popadamy w życiowy dołek, a następnego już z niego wychodzimy. Prawie jak wycieczka palcem po zminiaturyzowanych Bieszczadach. Tak się przyglądam i zastanawiam: skąd się biorą te nierówności. Dołek tu, a tam wybrzuszenie. Nałożyłam kropelkę żelu na wskazujący palec i między pagórkami odnalazłam koryto. Łzy stanęły mi w oczach. Zaczęłam rozcierać żel. Mocniejszymi ruchami ugniatać, podszczypywać, nacierać i rozcierać…  Niech to wreszcie zniknie!

Co jak co, ale najwięcej kurzu zbiera się w sypialni. I tu mam najwięcej różnego rodzaju pamiątek. Wszystko to, do czego mam sentyment, a czego nie znoszę sprzątać. Wspomnienia rozgrzały mi serce. Dawno nie oglądałam tych zdjęć. Ciepła plaża, szum chłodzących fal i mój wierny przyjaciel zawsze przy mnie. Matko już wtedy mi towarzyszył?! Trzask albumu i powrót do rzeczywistości.

Już mnie bolą ręce, ale trudno, nie mogę przestać, zostały trzy tygodnie! Najwięcej zapału miałam pierwszego dnia. Nawet przynosiło mi to radość wynikającą z nadziei. Z każdym kolejny dniem było gorzej. Najtrudniej, kiedy zaczynałam oceniać efekty. Wtedy ogarniała mnie bezradność i smutek. W kółko powtarzałam: „Nie mogę się poddać. To ostatnia szansa!”

Podczas odkurzania często nucę w głowie ulubione kawałki, tym razem zaczęłam układać plan: po pierwsze i najważniejsze – ćwiczenia. Musze ćwiczyć! Choćby nie wiem co się działo! Minimum 20 minut dziennie. Po drugie, równie ważne, moje ukochane słodkości – precz! Po trzecie, raz dziennie masaż nóg z udziałem kosmetyków zwalczających tego natręta. I po czwarte – nie poddawać się!

Dobra, masaż wykonany, nogi czerwone, a cellulit aż warczy. – Zawsze będę przy tobie! Kurde przecież musi być jakiś sposób. Wyjazd tuż, tuż.

Zalogowałam się na endomondo, co było moim dużym błędem. Po godzinie ćwiczeń zobaczyłam, że spaliłam tylko 68 kalorii, oj bolało bardzo. Tyle wysiłku i taki wynik! Prawie rzuciłam telefonem. Załamałam się i zjadłam na kolację dwie kromki z dżemem truskawkowym…

Słonko zaświeciło mi prosto w oczy, zerknęłam na budzik. O godzinie 6 rano przypomniałam sobie, co wczoraj zrobiłam. Poczułam strasznego kaca. Jak mogłam tak po prostu sobie zjeść i położyć się spać. Czuję się podle… Mam wyrzuty sumienia. Idę do kuchni po dwie łyżki zmielonej kawy, mieszam ją z olejkiem do kąpieli. Rozbieram się, patrzę chwilę w lustro. Wchodzę pod prysznic, biorę kostkę mydła i masuję kolejno nogi, pośladki, brzuch. Następnie nacieram całe ciało kawą i olejkiem, myję głowę i całość spłukuję na przemian raz ciepłą, raz chłodniejszą wodą. Ponoć włosy też wola chłodniejszą wodę. Wychodzę, wycieram się. Smaruje balsamem antycellulitowym. Szczypie, wcieram, masuję…

Nie wiem ile jeszcze wytrzymam.


Autor: Anonim

Niniejszy felieton został przesłany przez naszą czytelniczkę z prośba o anonimowość. Ty również możesz podzielić się spostrzeżeniami o otaczającym Cię świecie. Napisz do nas! Jeśli Twój tekst nas zaciekawi, opublikujemy go i odwdzięczymy się małą niespodzianką :) 
artykuly@kobietapisze.pl

6 komentarzy

Leave A Reply